niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 2

Muzyka: Nie musisz niczego w sobie zmieniać.

Razem z Maggie czekałyśmy pod szkołą na Diego. Miał szybko skoczyć po samochód i podjechać po nas. Jednak chyba mu się nie śpieszyło.
-Wiesz co, pewnie już dawno pojechał do domu sam i nas zostawił.- zażartowała przyjaciółka. Zawsze znajdzie okazje, żeby coś złego o nim powiedzieć. Oczywiście, że się myliła, bo Diego nie zrobiłby tego.
-Maggie, nawet tak nie mów.- skomentowałam jej wypowiedź.
-Hej, czemu ciągle mnie pouczasz?- wydawała się trochę oburzona. 
-Nie pouczam cię. Chodzi mi o to, że nie powinnaś tak mówić na jego temat. Sama pewnie byś nie chciała, żeby ktoś mówił o tobie w ten sposób. To nie jest miłe.- wytłumaczyłam jej. Maggie przewróciła oczami. Nie rozumiałam jej. Przecież nic złego nie robię. Staram się tylko uświadomić jej kilka ważnych rzeczy.
-Przecież go to nie obchodzi. Ma poczucie humoru i aż tak nie zwraca uwagi na moje komentarze.- odparła.
-Rób jak chcesz.- niepotrzebnie zaczęłam tą dyskusję. Teraz dziewczyna nie da mi spokoju i zaraz coś wymyśli.
-Nie wiem czemu wszystko ci tak przeszkadza. Ostatnio robisz z igły widły.- ciągnęła dalej i nie dawała za wygraną.
-Nie przeszkadza mi. Moim zdaniem to nie jest taki lekki temat. Możesz kogoś skrzywdzić tym co mówisz.- rzekłam.
-Wiesz co, po prostu jesteś za grzeczna.- powiedziała z uśmiechem i objęła mnie ramieniem, jak małą dziewczynkę.
-Jakoś mnie to nie obchodzi. Zachowuje się stosownie do swojego wieku.- starałam się jej to wytłumaczyć.
-W "twoim" wieku korzysta się na maksa z młodości. Powiedz mi, kiedy ostatni raz byłaś na imprezie?- zapytała.
-No na zakończenie wakacji wtedy u John'a.- nie rozumiałam do czego miała prowadzić ta rozmowa.
-Okey, a kiedy ostatni raz się napiłaś? Tylko wiesz,, nie mówimy tu o napojach gazowanych.- wspomniała.
-W weekend piliśmy z Cody'm po piwie. Chciał pogadać, a przy alkoholu lepiej mu idzie.- zaśmiałam się.
-To się nie liczy. Chodziło mi o napicie się do nieprzytomności. Żebyś zwracała lub żeby urwał ci się film.- odparła.
-Nigdy. Wolę pamiętać co wtedy robiłam i nie ośmieszać się przy innych ludziach.- przecież to niestosowne.
-A kiedy wyszłaś wieczorem i nie wróciłaś na czas do domu?- spoglądała mi głęboko w oczy niczym detektyw z CSI.
-Nie pamiętam. Nie zwracam uwagi na takie rzeczy.- przyjaciółka pokiwała przecząco głową, jakby się zmartwiła.
-To może kiedy zrobiłaś komuś na złość? Błagam, powiedz, że zrobiłaś.- była już załamana moim zachowaniem.
-Schowałam Cody'emu telefon, bo ciągle ktoś do niego pisał. Uwierz mi, jego dzwonek jest okropny.- odparłam.
-To było bardzo złe, serio.- powiedziała z ironią w głosie.- Nadal jesteś grzeczną dziewczynką.- zaśmiała się.
-Nie nabijaj się ze mnie. Ja dobrze się tak czuję. Tak zostałam wychowana i się nie zmienię.- rzekłam zawzięcie.
-Nic do ciebie nie mam. Każdy jest inny. Ja lubię się droczyć z innymi, a ty nie skrzywdzisz nawet muchy.- odparła. W tym czasie pojawił się Diego. Na szczęście, bo powoli traciłam kontrolę nad sobą. Zdziwił mnie jednak fakt, że przybył pieszo, a nie obiecanym autem. Do tego miał niezadowoloną minę. Czułam, że coś złego musiało się stać.
-Dziewczyny, raczej nigdzie nie pojedziemy. Nie dość, że skończyło się paliwo, to samochód nie chce odpalić. Przepraszam, że tyle musiałyście na mnie czekać.- było mu głupio. Diego jest typem chłopaka, który bardzo przejmuje się takimi szczegółami. Nie zrobił nic złego, a czuł się winny. Tak nie powinno być.
-Przecież miałeś zatankować samochód.- prawie krzyknęła Maggie.- Po co tyle tu stałam.- była zła na niego.
-Przeprosiłem. Po za tym to miałem tankować dzisiaj, jak już dasz pieniądze. Evelin wręczyła je wczoraj.- odparł.
-No to masz je.- wyciągnęła pieniądze z torebki.- Ja muszę już iść do domu, bo jadę do cioci. Narazie.- pożegnała się.
-Ja zostanę. Nie śpieszy mi się, a chętnie ci potowarzyszę i może razem coś wymyślimy.- po tych słowach razem z Diego ruszyliśmy na szkolny parking.- Może będę mogła ci jakoś pomóc?- zapytałam, gdy dotarliśmy do auta.
-Masz w torebce silnik albo bańkę paliwa?- zapytał z poważnym wyrazem twarzy, pochylając się nad autem.
-Niestety jestem normalna.- skomentowałam jego głupie pytanie z uśmiechem. Ten podrapał się po włosach.
-Ja też. Zawsze chciałem mieć taki palec, który będzie tryskał paliwem.- pokazał mi palec wskazujący przed twarzą.
-Hahaha no dobra, ale co teraz?- starałam się zachować powagę, chociaż przy nim jest to prawie niemożliwe.
-Chyba muszę zadzwonić do mamy i jej o wszystkim powiedzieć. No i wezwać mechanika, bo nigdzie nim nie odjadę. Nie wiem nawet co się stało. Może zatarłem silnik?- zaczął drapać się po brodzie.- Albo to coś innego.- skończył.
-Mój wujek ma warsztat. Zadzwonię do niego, a ty stój spokojnie.- wyciągnęłam telefon i wyszukałam numer.- Cześć wujku. Słuchaj, jest taka sprawa. Samochód nie chce mi odpalić, do tego nie mam paliwa. ..Aha. Nie, to nie moje auto tylko kolegi... Jesteśmy pod szkołą... Okey, dziękuję. Pa.- rozłączyłam się.
-I co powiedział? Przyjedzie tutaj? Zgodził się w ogóle?- Diego zadał by więcej pytań, gdybym mu nie przeszkodziła.
-Zgodził się i już do nas jedzie. Musimy poczekać.- poinformowałam go.- Co będziemy robili?- zapytałam.
-Wejdźmy do auta i poczekajmy. Na dworze jest chłodno.- otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam do środka. On uczynił to samo. Zaczęłam zastanawiać się nad słowami Maggie.- Posłuchaj, czy masz mnie za taką grzeczną dziewczynkę?- spytałam nieśmiało. Chłopak spojrzał na mnie lekko zdziwiony. Wcale mu się nie dziwię.
-Nie.- odpowiedział krótko.- Raczej za zakonnicę, jeśli mam być z tobą szczery.- zaśmiał się i zmrużył oczy.
-To nie jest śmieszne. Pytam serio.- wlepiłam w niego oczy.- Bądź przez chwilę całkowicie poważny.- rzekłam.
-Mi nie przeszkadza ta twoja słodka niewinność.- urwał.- Każdy jest sobą i nie ma co się zmieniać, jeśli o tym myślisz. Jesteś dobrze wychowana i masz to, co chcesz.- widziałam, że był szczery. Miał tą swoją iskierkę w oku.
-Maggie też, a jest zupełnie inna. Jakby była moim przeciwieństwem.- ciągnęłam dalej ten niepotrzebny temat.
-Ale Mag jest jedynaczką. Do tego jej rodzice nie zwracają uwagi na to co robi. Może sobie wychodzić kiedy chce i wracać kiedy chce. To nie jest wcale takie dobre. Może wydaje się fajne, bo robi co jej się podoba, ale kiedyś się na tym przejedzie. Zobaczysz.- odparł.- Natomiast twoi rodzice chcą, żebyś była wartościowym człowiekiem.- dodał.
-Masz rację. Nie wiem czemu w ogóle o tym myślę. Wiesz co.- spojrzałam na niego.- Jesteś najlepszym przyjacielem.-
-Lepszym od blondyny? Tego się nie spodziewałem. Muszę to sobie gdzieś zapisać.- zażartował. Nagle usłyszeliśmy warkot silnika. Z oddali zauważyłam firmowy samochód wujka. Szybko wyszliśmy z pojazdu, żeby nas zobaczył.
-Witajcie młodzi.- przywitał się, gdy do nas doszedł.- Wiec co my tu mamy.- podszedł do samochodu.
-Nie zatankowałem ostatnio i nie mogę go odpalić. Boję się, że uszkodziłem silnik.- tłumaczył Diego.
-Słuchaj chłopcze. Będę musiał zabrać twoje auto do warsztatu, bo twoje podejrzenia chyba są słuszne. Z tego co widzę, to też skończył ci się olej, a to niedobrze. Znasz ty się na samochodach chłopcze?- zapytał wujek.
-No tak nie bardzo.- odpowiedział mu. Jest to jedna z negatywnych przyczyn posiadania koleżanek, a nie kolegów.
-Nie mogę wam teraz powiedzieć, ile to będzie kosztowało, bo nie wiem co z silnikiem.- tłumaczył dalej.
-Wyślij rachunek na mnie.- wtrąciłam się szybko.- Może skorzystam ze zniżek rodzinnych.- uśmiechnęłam się.
-Nie. Podam panu moje dane i niech wystawi pan rachunek na moje nazwisko.- zareagował szybko Diego.
-Przestań. Nie możemy narażać twoją mamę na dodatkowe koszty przed urodzinami Suzan. Ja też jeżdżę tym samochodem. Pozwól mi zapłacić tylko ten jeden raz. Nie bądź wariatem.- starałam się go jakoś przekonać.
-No dobrze, ale jakoś ci to wynagrodzę albo oddam pieniądze, gdy już coś zarobię.- pokiwałam twierdząco głową.
-Nie martw się. Nie będę ci naliczała procentów co miesiąc. Mamy sporo czasu. Jakby to powiedziała nasza Maggie, pewnie nie raz cię jeszcze wykorzystam.- chciałam rozluźnić atmosferę. Wujek zabrał Diego ze sobą, a ja postanowiłam wrócić pieszo. Wyszłam z terenu szkoły i spokojnie szłam sobie chodnikiem. Wtedy wyprzedził mnie samochód, który zatrzymał się kawałek dalej. Szyba została opuszczona i wyglądał przez nią chłopak, na którego niedawno wpadłam. Przyznam, że trochę mnie zamurowała i nie wiedziałam za bardzo co się dzieje.
-Co tak sama spacerujesz? Może cię podwieźć?- zapytał. Zatrzymałam się koło auta, którego marki nie znałam.
-Nie rób sobie kłopotu. Mieszkam tylko kawałek stąd. Dam sobie radę.- machnęłam ręką. Po jego spojrzeniu wywnioskowałam, że nie byłam przekonująca. Nie będzie łatwo się go pozbyć. A tym bardziej przekonać.
-Proszę cię, nie rób mi tego. Nadal męczy mnie sumienie po tym, jak zepsułem ci makietę.- mówił błagalnym tonem.
-Niepotrzebnie, bo dostałyśmy 5+. Poszło nam najlepiej z całej klasy.- pochwaliłam się, wkładając ręce do kieszeni.
-Bez mojego wkładu poszłoby znacznie lepiej.- stwierdził.- To jak, ocalisz moją skrzywdzoną duszę i dasz się podwieźć?- zapytał ponownie. Nie chciałam nadal przekonywać go, jak krótka droga dzieli mnie od domu. Postanowiłam skorzystać z podwózki. Szarpnęłam za klamkę i wsiadłam do środka. Było tu dziwnie czysto i pachniało różami. To pewnie przez zapach przymocowany pod lusterkiem. Zapięłam pas i odetchnęłam z ulgą.
-Jak po szkole? Wykończona niepotrzebną gadaniną nauczycieli i tłokiem panującym na przerwach?- zaczął.
-Nie. Zdążyłam się do tego wszystkiego przyzwyczaić i nawet nie zwracam na to uwagi.- odpowiedziałam.
-Co masz zamiar robić w domu?- trzeba przyznać, że szybko zmienia tematy. Jakby chciał wszystko wiedzieć.
-To co zawsze. Odrobię lekcję i będę się przygotowywała do kolejnych zajęć.- odparłam bez satysfakcji. Przecież ja codziennie robię to samo i właściwie traci to jaki kolwiek sens. Musze być straszną nudziarą w jego oczach.
-Aż tyle wam zadają do nauki?- był zdziwiony. Dostrzegłam jak mocno ściska dłońmi kierownicę pojazdu. Miał dobrze zbudowane ręce. Wyglądał dojrzalej niż inni chłopacy z liceum, których znam. Jakby kiblował rok czy dwa.
-Nie.- odpowiedziałam, gdy przerwałam obserwację. Chłopak spojrzał na mnie.- Lubię być zawsze gotowa.- rzekłam.
-Jakaś dziwna jesteś.- skomentował krótko. Zbliżaliśmy się do mojego domu. Poinformowałam go i gdy się zatrzymał z piskiem, wysiadłam z pojazdu. Ostrożnie zamknęłam za sobą drzwi, aby nimi nie trzasnąć.
-Dziękuję za podwiezienie.- odparłam i odwróciłam się w stronę domu. Zdążyłam zrobić tylko kilka kroków.
-Zabieram cię gdzieś wieczorem.- odezwał się za mną. Stanęłam jak wryta. Spojrzałam na niego zza ramienia.
-Nie umawiam się z nieznajomymi.- powiedziałam bez namysłu. Zaśmiał się. Byłam żałosna, to brzmiało śmiesznie.
-Na szczęście ja tak. Przyjadę o 18.- zanim zdążyłam zaprzeczyć, odpalił samochód i odjechał. Mogłam tylko wrócić do domu i myśleć, jak wytłumaczyć to rodzicom. Miałam nadzieję, że wchodząc do domu, nie wpadnę na nikogo. Właśnie, miałam nadzieję. Na kanapie w salonie siedział Cody i oglądał kreskówki.
-Siostra, tłumacz się szybko, gdzie byłaś. Lekcje skończyły się prawie godzinę temu.- zdziwił mnie. Skąd on to wie.
-Nie udawaj, że się martwiłeś.- rzuciłam, ściągając buty.- Powinieneś mnie szukać, a nie oglądać bajki.- rzekłam.
-Bardzo się martwiłem, ale nie miałem chęci nic z tym zrobić.- poklepał miejsce obok siebie, więc usiadłam.
-Samochód Diego'a się zepsuł i czekaliśmy na naszego wujka, żeby nam pomógł. Zabrał auto do warsztatu, a ja wracałam pieszo. To cała historia w wielkim skrócie.- odparłam. Chłopak wyłączył telewizor i spojrzał na mnie.
-Jedno mi nie pasuje. Twierdzisz, że wracałaś pieszo, a ja nie tylko słyszałem, ale i widziałem samochód pod naszym domem. Powiedz ładnie, kto cię podwiózł.- uśmiechnął się zadziornie.- No śmiało, nie gryzę.- popędzał mnie.
-Kolega.- ledwo zdążyłam odpowiedzieć, a przez główne drzwi weszła mama. Przy niej Cody nie będzie dociekliwy.
-Cześć. Udało mi się wyrwać szybciej. Jestem padnięta.- usiadła między nami.- A wam jak minął dzień?- spytała.
-A dobrze. Wyspałem się, najadłem i jestem gotowy do przeżycia dzisiejszego dnia.- odpowiedział jako pierwszy.
-A ja niedawno wróciłam, bo Diego'wi zepsuło się auto. Nie chciałam go zostawić samego, więc z nim zostałam. Wujek ma przysłać na mnie rachunek za naprawę, więc jak coś przyjdzie, to daj mi znać.-powiedziałam.
-Jasne. Dzwonił do mnie jakiś czas temu i mówił o tym. Dobre z ciebie dziecko.- pogłaskała mnie po głowie.
-A bratu nie chciała pożyczyć pieniędzy, jak był w potrzebie.- upomniał się Cody. Mama spojrzała na niego.
-Potrzebowałaś pieniędzy na wycieczkę do Londynu. Nawet ja ci nie chciałam dać, więc co się dziwisz.- wtrąciła się mama. Chłopak przewrócił tylko oczami.-O! Mógłbyś skoczyć na zakupy. Mam zamiar zrobić kaczkę, jak tata wróci. Zaraz zrobię listę potrzebnych składników. Poczekaj chwilkę.- wstała z kanapy.
-A mogę jechać swoim autem?- zapytał. Mama pokiwała mu głową.- To dorzuć też pieniądze na benzynę.- stwierdził.
-Zbankrutuję kiedyś przez ciebie.- wręczyła mu pieniądze i poczochrała po włosach. Cody szybko poprawił fryzurę.
-Z mężem politykiem ci to nie grozi.- zażartował i wyszedł. Nie chciałam kręcić się tu bez potrzeby, więc zabrałam torebkę i poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam potrzebne na kolejne zajęcia książki i usiadłam przy biurku. Jeżeli chciałam gdzieś wyjść wieczorem, to musiałam najpierw odrobić lekcję. Na szczęście nie zajęło mi to dużo czasu. Po skończeniu ich postanowiłam zadzwonić do mojego kochanego przyjaciela. Jest mi coś winny.
-Szybko się stęskniłaś.- usłyszałam głos Diego w słuchawce.- W czym mogę ci pomóc?- zapytał po chwili.
-Jest taka ważna sprawa. Gdyby ktoś pytał, to jesteśmy razem w kinie. Nie odbieraj telefonów od mojej rodziny i postaraj się nie wychodzić z domu. Dobrze?- chyba za dużo wymagałam. Chłopak zaśmiał się przez telefon.
-Nie ma sprawy Evelin. A wtajemniczysz mnie w tą misję, czy są to tajne informacje?- zaczął się nabijać.
-Niestety nie mogę nic powiedzieć. Im mniej wiesz, tym lepiej to ukryć.- stwierdziłam i czekałam na jego odpowieć.
-W takim razie nie mam pytań. Baw się dobrze i uważaj na siebie.- usłyszałam an porzegnanie i rozłączyłam się. Usłyszałam samochód ojca, więc szybko zbiegłam na dół, aby go przywitać i zapytać o zgodę na wyjście.
-Cześć tato. Mogę wyjść wieczorem do kina z Dieg'iem?- postanowiłam nie przeciągać. Tata ściągnął płaszcz.
-Tylko wróć o 21.- odpowiedział po przemyśleniu. Ucałowałam go. Po chwili w domu pojawił się też Cody z zakupami. Mama odebrała od niego reklamówki i zaczęła je przeglądać. Chyba coś nie pasowała. Miała dziwną minę.
-Synku, ale to jest gęś, a nie kaczka.- powiedziała pokazując martwe zwierzę. Chłopak podrapał się po głowie.
-Wyglądają bardzo podobnie.- powiedział niepewnym głosem.- Nie da się coś z nią zrobić?- zapytał po chwili.
-Różnią się smakiem kretynie.- odparł oschle ojciec.- Już nie wymagam od ciebie, żebyś wiedział takie rzeczy. Jednak czytać chyba potrafisz. Wyraźnie jest tu napisane "GĘŚ".- wskazał mu palcem. Nie chciałam widzieć, co będzie się działo dalej, więc wróciłam do pokoju. Oparłam się o drzwi. Nie lubię, gdy ta dwójka się kłóci. Cody nigdy dobrze na tym nie wyszedł. Ich kłótnie nie trwała długo, bo po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami obok. Poczekałam chwilę i wyszłam zobaczyć co z bratem. Cichutko zapukałam do jego drzwi.
-Hej, to ja. Otwórz.- przekręcił klucz i mnie wpuścił. Od razu dostrzegłam czerwony ślad na jego policzku.
-Przynieść ci lód?- zapytałam siadając na jego łóżku. Chłopak oparł się o biurko i pokiwał przecząco głową.
-Bywało gorzej.- skomentował to, co się niedawno wydarzyło.- Nie rozumiem tylko dlaczego on mnie tak bardzo nienawidzi. Wiem, że nie pracuję i żyję na jego kieszeń, no ale bez przesady.- mówił ze złością.
-Przestań. Jako ojciec nie może cię nienawidzić. Jesteś jego synem i będzie chciał dla ciebie dobrze.- odparłam.
-Nie broń go! Tobie nigdy nie wypominał błędów i nie wyzywał przy innych. Zawsze coś do mnie miał.- stwierdził.
-Ja jestem dziewczyną i inaczej na to patrzy. Do tego ty jesteś starszy i bezrobotny.- mówiłam delikatnie, żeby go nie urazić. Cody nic nie odpowiedział. Widziałam jak przegryzał wewnętrzną stronę policzka. Zawsze tak robił, gdy się denerwował. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Musi czuć, że ktoś jest przy nim.
-Wracaj do siebie Evelin. Chcę pobyć sam.- powiedział. Nie sprzeciwiałam się i wyszłam.


~*~

Mamy kolejny rozdział :) Mam nadzieję, że nie zanudzam Was na śmierć i jakoś znosicie mój styl pisania :) Jeśli zobaczycie jakieś błędy, dajcie znać w komentarzu. Nie jestem ekspertem xd

Przy okazji, jest specjalna zakładka SPAM i tam podawajcie swoje blogi czy nominacje :)

Jeśli podoba Wam się rozdział, skomentujcie :*

6 komentarzy:

  1. Najbardziej lubię Cody'ego.
    Rozdział króciutki, ale przyjemny... Kurczę, naprawdę lubię Cody'ego!
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, ja myślałam że pojadą na 'randkę' a tu nic xD Pisz, pisz. Za tydzień znów wpadnę i przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział równie dobry jak poprzedni oby tak dalej :*** czekam na kolejne dzieło <3

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział x

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział z nie cierpliwością czekam na kolejny XD

    OdpowiedzUsuń