czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 7

Muzyka: Wszystko co robię, robię to dla ciebie.

Była przerwa. Razem z Diego’iem siedzieliśmy na parapecie. Maggie źle się czuła i nie przyszła do szkoły, więc mieliśmy spokój.
-Ashley rano wspominała, jak dobrze bawiła się wieczorem. Razem ze Stellą nie chciały iść spać, tak zajęły się zabawą prezentami. Musiałem dać im chwilę, bo by mnie zamęczyły.- zaczął opowiadać.
-To dobrze. Widać, że jej się podobało. Urodziny to ważne święto dla dzieci. Pamiętam, jak sami się cieszyliśmy z prezentów, takiej ilości gości w domu i z tego, że mogliśmy siedzieć do późna.- wspomniałam.
-Coś w tym było.- przerwał, żeby się napić.- Właściwie, to mi nie powiedziałaś, po co przeszedł Mark. Wyglądałaś na rozdrażnioną, gdy wróciłaś.- powiedział.
-Wkurzył mnie sam fakt, że śmiał przyjść na urodziny twojej siostry.- skłamałam. Przez chwilę nic nie odpowiadał, więc miałam nadzieję, że zostawi ten temat.
-A po co przyszedł?- spojrzał na mnie. Wiedziałam, że nie ustąpi i będę musiała powiedzieć mu chociaż trochę.
-Wiesz, on jest strasznie natrętny. Chodzi za mną lub jeździ tym swoim autem. Nie mogę mu wytłumaczyć, że nie jest w moim typie i ma sobie znaleźć inny obiekt westchnień. To męczące.- wyrzuciłam z siebie.
-Rozumiem, ale czy nie możesz mu tego powiedzieć wprost? Takie „sory stary, ale nie jestem zainteresowana.” Mnie by to jak najbardziej przekonało.- szturchnął mnie w ramie.- Rozchmurz się.- dodał po chwili.
-Nie chcę być wredna, a on może to tak odebrać.- starałam się mu wytłumaczyć, o co chodzi.
-A obchodzi cię, jak on to odbierze?- odparł, po czym posłał mi jeden ze swoich pocieszających uśmiechów.
-Tak.- odpowiedziałam krótko. Z daleka zobaczyłam idącego w naszą stronę John’a. Był on kapitanem szkolnej drużyny piłki nożnej. Większość dziewczyn szalało za nim, ale jak dla mnie jego uroda nie była aż tak wyjątkowa.
-Daj mi chwilę, postaram się szybko to załatwić.- powiedział Diego i wstał. Gdy John był już wystarczająco blisko, złapał go za koszulkę i przywarł nim do ściany. Raczej nie mieli zamiaru miło sobie porozmawiać.
-Co ty sobie myślisz pedale?! Posłuchaj mnie uważnie, jeśli jakoś tego nie odkręcisz, to nie pozwolę ci spać spokojnie.- wyraźnie mu groził. Diego wyglądał na zmieszanego i rozglądał się dookoła.
-Nic nie odkręcę, bo to nie moja sprawa. Powiedziałem, co widziałem.- objaśnił. Tylko pogorszył sytuację.
-Puść go!- krzyknęłam, ale mnie zignorował. Zamiast tego wziął rozmach i byłam pewna, że jego pięść zaraz zderzy się z twarzą przyjaciela. Zamknęłam oczy, żeby tego nie widzieć. Nie mogłam mu pomóc. Zdziwiłam się, że nie usłyszałam uderzenia. Otworzyłam oczy. Diego stał w tym samym miejscu, a John leżał na ziemi. Nad nim znajdywał się Mark. Nie wiem, jak udało mu się tutaj tak szybko pojawić. Najważniejsze, że miał przewagę.
-Jakiś problem cukiereczku?- zapytał John’a z ironią w głosie. Tamten zmarszczył brwi.
-Spierdalaj, to nie twoja sprawa. Lepiej dla ciebie, jeśli się stąd zmyjesz!- warknął w odpowiedzi. Mark nie dał się tak traktować i zadał pierwszy cios. Tamten nie został mu dłużny i również uderzył. Zaczynało się robić poważnie. Obaj stanęli na nogi i zaczęli się szarpać. Pomimo tego, że John był wyższy, to Mark miał przewagę.
-Możemy to załatwić łagodniej. Przeproś tego chłopaka i udam, ze nic się nie stało.- odparł Angel.
-Tego śmiecia? Nie w tym życiu.- odpowiedział i pchnął przeciwnika na automat z napojami. 
-Może grzeczniej? Ten ‘śmieć’ ma imię.- nadal bronił Diego’a. Z wargi John’a zaczęła sączyć się krew.
-Może, kto wie. Z tego co widzę, to nie jesteście kumplami, więc co cię tknęło, żeby go bronić?- droczył się.
-Widocznie mam jakiś powód i gówno ci do tego.- dlaczego nikt nie reagował. Powinni ich rozdzielić.
-Chodzi o nią?- spojrzał na mnie. Wkurzyło to Mark’a.- Powiem ci, że jesteś kretynem. Ta panna nie da się zaciągnąć do łóżka, a jeśli to cię nie przekonuje, to spójrz na jej przyjaciół. Banda niedołęg.- powiedział.
-Jedynym kretynem, jakiego widzę, jesteś ty.- po tych słowach uderzył go kilkakrotnie w brzuch. Nagle zjawił się dyrektor szkoły i stanął między nimi. Nadal patrzyli na siebie ze złością w oczach.
-Pójdziecie ze mną.- rozkazał mężczyzna, a oni nie stawiali oporu. Mark spojrzał na mnie krótko, gdy odchodził.
-Wszystko okey? Dlaczego się nie broniłeś?- zapytałam przyjaciela, gdy było po wszystkim.
-Nawet nie oberwałem. Sama wiesz, że nie lubię się bić i skoro zasłużyłem, to dostanę.- powiedział.
-Jesteś okropny. Mogła stać ci się krzywda. Dobrze, że Mark wkroczył, bo kto wie, co by się stało.- rzekłam.
-Czekaj, a właściwie, to dlaczego go nie lubisz?- zapomniał o wszystkim i uśmiechał się radośnie.
-Wystarczy pomóc ci ochronić tyłek, a już zmieniasz zdanie na temat tego chłopaka.- odparłam zaskoczona.
-Chyba nie jest taki zły, skoro broni twoich przyjaciół. Widziałaś jaką miał minę, gdy John cię obraził? Myślałem, że rozerwie go na strzępy albo wydrapie oczy, poważnie.- starał się mnie przekonać. Pokiwałam tylko głową.
-Co zbroiłeś, że John tak się na ciebie zdenerwował?- od razu zrzedła mu mina. Musiał coś przeskrobać.
-Powiedzmy, że widziałem, jak razem z kolegami z drużyny robił coś, co jest kategorycznie zabronione. Powiedziałem o tym jednej nauczycielce i widocznie wywalili go z drużyny albo mianowali kogoś innego kapitanem. Nie znam szczegółów jego kary, ale należało mu się.  Powinien uważać na to, co robi.- rzekł.
-A ty nie powinieneś się wtrącać. Mogłeś udawać, że nic nie widziałeś.- pouczyłam go, ale nie słuchał.
-Brał dopalacze przed meczem. Wiesz ilu naszych przeciwników kończy mecz z kontuzjami?- zapytał.
-Nie wiem.- to musiała być poważna sprawa, skoro tak się nią przejął.- Uważaj na siebie.- zadzwonił dzwonek.

Lekcje skończyły się o 15. Diego został na dodatkowych zajęciach, wiec musiałam wracać do domu pieszo. Nie przeszkadzało mi to. Szczególnie, że nie ma Maggie. Gdy tylko minęłam budynek szkoły, dogonił mnie Mark. 
-Hej.- przywitał się.- Nie potrzebujesz podwózki?- zapytał wkładając ręce do kieszeni. Zatrzymałam się.
-Cześć i nie, dziękuję. Jak wiesz, do domu mam tylko kawałek, więc nie rób sobie problemu.- powiedziałam.
-Nie bądź taka oschła. Po prostu chciałem być miły. Przepraszam, jeśli cię uraziłem.- rzekł obojętnie.
-O co tobie właściwie chodzi? Wyjaśnij mi to tu i teraz.- nalegałam. Skrzyżowałam ręce na piersi. 
-A musi o coś chodzić?- pokiwałam twierdząco.- No widocznie mam jakiś swój powód.- uległ.
-Jaki?- nie dawałam za wygraną.- Mam powoli dość tego, że się za mną szwendasz.- dodałam.
-Małą, nie bądź taka wścibska bestia. Zostawmy to.- urwał.- Ostatni raz oferuję podwóz.- powiedział.
-A ja ostatni raz odmawiam.- po tych słowach odeszłam. Chyba się go pozbyłam, bo nie słyszałam kroków, które jasno dałyby mi do zrozumienia, że za mną idzie. Poprawiłam sobie szalik i zapięłam guzik w płaszczu.
-Może jednak zmienisz zdanie i dasz się namówić?- powiedział Mark jadący samochodem tuż obok mnie.
-Jesteś strasznie uparty.- skomentowałam jego zachowanie, jednak nie skorzystałam z danej oferty. 
-Będę o ciebie walczył.- odparł i wjechał samochodem na chodnik. Wyszedł z niego trzaskając drzwiami.
-Znajdź sobie inną ofiarę, a mi daj spokój.- powiedziałam, gdy ponownie znalazł się obok mnie.
-Kiedy ja nie chcę innej.- stwierdził poważnie i przewiesił mnie przez bark, po czym wsadził do auta. Zapiął mi pas bezpieczeństwa i zamknął tym razem ostrożnie drzwi. Obszedł pojazd i usiadł za kierownicą.
-Tak się nie robi.- skomentowałam jego zachowanie. Nie przejął sie tym i przekręcił kluczyk w stacyjce.
-Nie mogłem patrzeć, jak męczysz się w tych cholernie wysokich butach.- wyczułam kpinę w jego głosie. Nie odezwę się i będę siedziała cicho, dopóki nie odwiezie mnie do domu. Bynajmniej taki miałam zamiar. Zmieniłam zdanie po tym, jak zobaczyłam jego uśmiech. Wyraźnie był czymś rozbawiony. Dowiem się o co chodzi.
-Czemu tak się szczerzysz?- zapytałam nie patrząc na niego. Starałam się nie doprowadzić do wymiany spojrzeń.
-Wyglądasz tak słodko, gdy się złościsz.- zawstydziłam się.- Jak się ma Diego?- zerknął w lusterko.
-Dobrze. Dlaczego mu pomogłeś? Zwykle nikt nie wtrąca się w bójki, tym bardziej z John’em.- odparłam.
-Miałem pozwolić, żeby ten typ uderzył twojego przyjaciela? Chyba żartujesz. Jednak jeśli ci to przeszkadza, to obiecuję, że następnym razem pozwolę go pobić.- nabijał się ze mnie. Na szczęście byliśmy już pod domem.
-Dziękuję.- powiedziałam, po czym odpięłam pas i wyszłam z samochodu. Mark zrobił to samo.
-Nie ma za co. Zmusiłem cię do tego.- odparł z uśmiechem. Opierał sie teraz o przednią maskę srebrnego auta.
-Nie o to chodzi. Dziękuję za Diego’a. Jakbyś nie wkroczył, siedziałabym z nim teraz u pielęgniarki.- rzekłam.
-Widać, że ci na nim zależy. Polecam się na przyszłość.- miał poważny wyraz twarzy.
-To mój przyjaciel, trzeba o niego dbać.- powiedziałam i weszłam do domu. Stanie na zewnątrz nie miało sensu. Zdjęłam z siebie kurtkę oraz buty i weszła po schodach na swoje piętro. Moją uwagę przykuły otwarte drzwi od pokoju brata. Ciekawość wygrała i zajrzałam do niego. W środku siedział nie tylko mój brat, ale jeszcze jeden chłopak. Był może w jego wieku, bynajmniej na takiego wyglądał. Cody grał na gitarze, a on słuchał.
-Cześć braciszku.- przerwałam im. Wyglądali na zmieszanych.- Nie przeszkadzam już.- wyszłam z pokoju.
-Hej, wracaj mi tu.- krzyknął za mną brat. Cofnęłam się do jego pokoju. Odłożył gitarę.
-Evelin to Nick. Nick, to moja siostra Evelin.- chłopak podał mi rękę. Uścisnął ją dość delikatnie.
-Miło mi. Nie będę wam przeszkadzała, musze jeszcze odrobić lekcje.- wytłumaczyłam się i uśmiechnęłam.
-Ja i tak właśnie wychodziłem.- poderwał się z łóżka Nick i chciał wychodzić, ale oboje go zatrzymaliśmy.
-Jeśli chodzi o naszego tatę, to będzie dzisiaj później, więc możecie sobie siedzieć.- odparłam i poszłam do siebie.
-Evelin, co za auto stoi pod naszym domem?!- krzyknął Cody przez ścianę. Natychmiast podeszłam do okna. Mark jeszcze nie odjechał. Siedział w samochodzie i przez chwilę myślałam, że rozmawia przez telefon, ale nigdzie go nie widziałam. Mówił sam do siebie. Zaczęłam się zastanawiać, co jest z nim nie tak. W tej samej chwili odpalił i odjechał. Postanowiłam się tym nie przejmować i zeszłam do kuchni, aby przygotować coś na obiad. Miałam ochotę na zupę krem z brokuł. Dużym plusem naszej mamy jest to, że lodówkę wypełnia po brzegi. Nie musiałam się martwić, że któregoś składnika zabraknie. Usłyszałam śmiechy dochodzące ze schodów.
-Siostra, odwiozę Nick’a do domu. Nie czekaj z obiadem.- zażartował widząc mnie przy garach.
-Zabawne, doprawdy. Wróć przed tatą.- powiedziałam i pomachałam mu na pożegnanie. Chłopak odmachał.
-Miło było cię poznać, Evelin. Cześć.- odparł Nick i poszedł za moim bratem. Zamknęli drzwi i wsiedli do auta. Obserwowałam przez okno, jak się oddalają. Miałam teraz ciszę i spokój. Nie należę do osób, które lubią zostawać same i miałam nadzieję, że w końcu ktoś się pojawi. Z tego co wiem, mama wróci jako pierwsza. Zaskoczę ją ciepłym posiłkiem. Wyciągnęłam książkę kucharską, bez której nie dałabym sobie rady i zaczęłam postępować według jej rozkazów. 

4 komentarze:

  1. Nie pojmuję samej siebie: uwielbiam Twoje opo i nie przepadam za Twoimi postaciami :/
    Rozdział boski, wręcz miodzio! Szkoda, że tak mało Cody'ego :(
    Weny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda ze Eveline tak olewa Marka koedy on sie tak stara. Nie przepadam za nia:/ czekam na next;)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetnie napisane!
    Jeśli możesz to poklikaj w nazwy poszczególnych kategorii np. "płaszcze" na moim blogu!
    www.panmalofel.com/2015/03/must-have-spring-summer-2015.html

    OdpowiedzUsuń