wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 8

Muzyka: Marzę nocami, by móc ujrzeć tylko twoją twarz.

Lekcje dobiegły już końca. Wreszcie mieliśmy weekend. Chociaż w szkole nie wymagają od nas teraz aż tak dużo, to i tak miło będzie odpocząć przez dwa dni. Wokół nas pełno było uczniów i odjeżdżających samochodów. 
-Zobacz ile paliwa zaoszczędziliśmy w tym tygodniu! Będę musiał podziękować Maggie za nieobecność. Może jej to jakoś wynagrodzę? Myślisz, że pudełko czekoladek się nada?- zapytał rozbawiony Diego.
-Myślę, żebyś zostawił ją w spokoju. Pewnie jak wpadniesz do niej pod takim pretekstem, wyjdziesz szybciej, niż wszedłeś.- ostrzegłam go. Obok nas przejechał motocykl. Od razu przypomniałam sobie o Mark’u.- Muszę ci coś powiedzieć. Nie powiedziałam Mark’owi, że ma się odczepić, a sam to zrobił. Od dwóch dni go nie widziałam.- odparłam.
-I tak polecam się na przyszłość. Powinnaś zacząć stawiać czoło wyzwaniom, a nie czekać, aż same się rozwiążą. Pobędziesz jeszcze trochę w moim towarzystwie i zrobisz się niegrzeczna, obiecuję ci to.- zażartował.
-Aż tak demoralizujesz ludzi? Czasami mam wrażenie, że wpadłam w złe towarzystwo.- udawałam poważną.
-Nie schlebiaj mi tak bardzo.- szturchnął mnie, przez co prawie straciłam równowagę. Oboje się zaśmialiśmy.
-Jak sprawy z John’em? Dał ci już spokój?- zmieniłam temat. Martwiłam się o niego,  jakbym była jego matką.
-Od ostatniej akcji nic się nie stało. Mija mnie na holu z tym swoim spojrzeniem.- próbował go naśladować.
-Wariat. Masz szczęście, że on tego nie widział.- powiedziałam. Byliśmy już pod moim domem.
-No to do kiedyś tam.- przytulił mnie i poszedł w swoją stronę. Pomachałam mu, gdy się obejrzał. Na podjeździe stało auto taty, znaczyło to tyle, że dzisiaj mój brat nie sprowadził kolegów. Szybko weszłam do środka, bo zaczynała przeszkadzać mi panująca na zewnątrz temperatura. To, co zobaczyłam, bardzo mnie zdziwiło.
-Cześć wszystkim!- krzyknęłam, aby mnie usłyszeli.- Cody, masz gorączkę?- ucałowałam brata, który rozkładał talerze. Pierwszy raz widzę, żeby pomagał przy obiedzie. Mama uśmiechnęła się, gdy to usłyszała.
-Spadaj.- odpowiedział i pstryknął mnie w nos. Położyłam torbę przy schodach i weszłam do naszej kuchni.
-Mogę coś jeszcze pomóc?- zapytałam z zapałem. Kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu i spojrzała na zegar.
-Możesz jedynie umyć ręce i usiąść do stołu.- powiedziała po chwili. Tak też zrobiłam. Niedługo później siedzieliśmy już razem. Ostatnio rzadko zdarzało nam się jeść wspólnie przez pracę rodziców. Dzisiaj był wyjątek.
-Jak było w szkole?- zapytał mnie tata, gdy mama nakładała Spaghetti na nasze talerze. Odebrałam od niej swój.
-Dobrze. W tym tygodniu dostałam kilka piątek i jedną czwórkę. Głównie z kartkówek i z odpowiedzi.- odparłam.
-Tak trzymaj córcia. Masz spore szanse na dostanie się do dobrej uczelni, a później to już z górki. Trzeba się tylko uczyć, dostać na staż i pracować. Żeby coś osiągnąć, trzeba poświęcić temu sporo czasu.- mówił i jadł jednocześnie.
-Cody, a co u ciebie słychać?- mama chciała włączyć go w rozmowę, aby nie czuł się zgorszony.
-A co ma być?! Nadal siedzi w domu i żywi się naszym kosztem. Ani pracy, ani wykształcenia.- wtrącił się ojciec.
-Nie przerywaj! Pytanie nie było skierowane do ciebie, to siedź cicho i jedz dalej.- skarciła do kobieta.
-Wszystko w porządku.– odpowiedział Cody na jej pytanie. Nastała cisza i każdy spoglądał w swój talerz.
-Właściwie, to kiedy masz zamiar zacząć pracować, albo studiować?- zapytał łagodnie jak na siebie tata.
-Chyba jak znajdę fajny kierunek, który będzie mi pasował.- odpowiedział Cody unikając jego spojrzenia.
-Powinieneś iść na medycynę albo prawo. Po takich studiach zawsze znajdzie się dobrą pracę.- ciągnął temat.
-Nie będziesz układał mi życia. Będę robił, co będę chciał i nic ci do tego. Może Evelin pozwala ci się wtrącać w swoją przyszłość, ale ja nie, więc łaskawie to zaakceptuj.- zaczęły puszczać mu nerwy. Zaraz zacznie się awantura.
-Nie takim tonem gówniarz. Wychowałem cię na innego człowieka. Powinieneś być mi wdzięczny...- nie dokończył.
-Uspokójcie się! Chociaż przy obiedzie moglibyście zachowywać się jak rodzina.- skarciła ich mama. Na koniec posłali sobie srogie spojrzenia i wrócili do jedzenia. Nie tylko ja miałam po dziurki w nosie ich ciągłych kłótni. Potrafili łapać się o błahostki i robić z tego awanturę na bity tydzień. Później Cody zamyka się w pokoju i wychodzi z niego dopiero, gdy sprawa ucichnie. Ciszę przerwało pukanie do drzwi. Wszyscy spojrzeli na siebie wzajemnie.
-Ja otworzę.- zaproponowałam i chciałam wstać, ale ojciec kazał mi usiąść ruchem ręki. Ponownie zajęłam miejsce.
-Niech Cody pójdzie sprawdzić.- bardziej rozkazał, niż poprosił. Chłopak wytarł usta serwetką i wykonał rozkaz. 
-Mógłbyś nie droczyć się z nim o wszystko i dać trochę swobody. Przecież nam nie przeszkadza.- powiedziała mama ściszonym tonem. Ojciec nie zdążył odpowiedzieć, bo Cody wrócił z jakimś pudełeczkiem w dłoni.
-Zgaduję, że to dla Evelin.- powiedział czytając załączoną karteczkę. Wzięłam je od niego i dokończyłam obiad.
-Dziękuję za posiłek.- odparłam i wstałam. Zaniosłam swój talerz do zmywarki. Wracając wzięłam prezent i chciałam odejść, ale nie było mi to dane. Gdy wychodziłam z jadalni, zatrzymał mnie głos ojca.
-Evelin, posprzątasz po obiedzie ze stołu.- rzekł. Musiałam wrócić się i poczekać, aż każdy skończy i odejdzie. Widziałam, że nie spodobało się to mojemu bratu, ale nic nie mówił. Widocznie miał już dość gadania z tatą. Ja też nie chciałam mu się sprzeciwiać, więc gdy byłam już sama, zaniosłam wszystko do kuchni i włączyłam zmywarkę. Na stole postawiłam kwiaty, które zawsze tam stały. Teraz mogłam iść do siebie. Po drodze zabrałam torbę, którą zostawiłam obok schodów. Aby nikt mi nie przeszkadzał, zamknęłam za sobą drzwi na kluczyk. Razem z pudełkiem usidłam na łóżku. Delikatnie zdjęłam z niego wstążkę, którą było przewiązane i uchyliłam wieczko. W środku leżał biały, pluszowy niedźwiadek, a pod nim koperta oraz malutkie pudełeczko. Zaczęłam od listu.
Droga Evelin,
Wiem, że pewnie jesteś zaskoczona takim prezentem, ale starałem się jakoś do ciebie dojść. Stwierdziłem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, więc musiałem skorzystać z innych środków. Zacznijmy od początku. Jestem przekonany, że źle zaczęliśmy naszą znajomość. Popsuta makieta, to nie był dobry początek. Później sterta moich błędów i nieudanych podchodów. Przepraszam, że przyszedłem nieproszony na urodziny tej dziewczynki. To, że nie mogłem się powstrzymać od rozmowy z tobą, nie jest wytłumaczeniem. Tylko nie myśl, że jestem jakimś psychopatą. Co prawda żaden człowiek nie przyzna się do bycia nim, ale wierzę, że nie patrzysz tak na mnie. Chciałbym wyjaśnić ci, ile jesteś dla mnie warta. Pokazać, że jestem godzien każdej sekundy twojego cennego czasu, który wolałabyś spędzić z książkami. Gdybym napisał ci, dlaczego Ty, a nie jakaś inna dziewczyna, pewnie byś mi nie uwierzyła. Powiedzmy, że znam się od dawna i właśnie dla ciebie się przeprowadziłem. Obiecuję, że będę bardziej cenił sobie twoją ‘prywatność’. Mam też nadzieję, że zmienisz stosunek do mnie.
Mark.
Ponownie zajrzałam do pudełka. Musiałam jeszcze sprawdzić, co jest w najmniejszym pakunku. Wyciągnęłam go i otworzyłam. Białe pudełeczko nie było niczym przewiązane. W środku na poduszce leżał łańcuszek z wisiorkiem w kształcie skrzydeł. Musiał być wykonany ze srebra, byłam tego pewna. Nie wiedziałam, czy mogę to przyjąć. Musiałam poradzić się zaufanego mi człowieka. Wpakowałam wszystko oprócz listu do środka i poszłam z tym do brata. Nie zamknął jeszcze drzwi, więc nawet nie zapukałam, tylko wbiłam mu do środka. Pokazałam pudełko.
-Widzę moja droga, że masz adoratora.- zaśmiał się.- No, no.. Musiał się postarać. Kolorystycznie dobrane.- dodał.
-Nie żartuj sobie.- poprosiłam go.- Powiedz mi lepiej, co mam z tym zrobić. Przecież tego nie przyjmę.- odparłam.
-A dlaczego nie? Dziewczyno, jakiś koleś wydaje na ciebie pieniądze. Radzę żyć zasadą: „Jak dają, to bierz. Jak biją, to uciekaj.” Na razie masz z tego zyski, gdy zrobi się niebezpiecznie, zmienisz nazwisko i po sprawie.- powiedział.
-To nie jest śmieszne. Wiem, kto mi to dał i nie mam zamiaru robić mu zgubnej nadziei.- wytłumaczyłam.
-No to z nim porozmawiaj. Nie ma nic prostszego od szczerej rozmowy z chłopakiem, który chyba nie widzi świata po za tobą. Słuchaj, zrobisz, jak będziesz chciała. Jeśli chcesz i znasz jego adres, to możemy złożyć mu wizytę i będziesz miała to jeszcze dzisiaj z głowy. Decyzja należy do ciebie.- odparł i zaczął bawić się moim białym misiem.
-Nie znam. Chyba będę musiała poczekać do poniedziałku. Głupio będzie mu to oddać, bo przecież nie będzie nosił tego łańcuszka, jest trochę damski. Patrząc na ciebie, to misiem by się pobawił.- usiadłam obok niego.
-Nawet łańcuszek bym nosił na jego miejscu.- odpowiedział oddając mi pakunek.- Prześpij się z tym.- dodał. Wzięłam wszystko i wróciłam do pokoju. Muszę się dokładnie zastanowić, co dalej zrobić. Położyłam wszystko na biurku i udałam się do łazienki. Nie mam zamiaru dzisiaj wychodzić, więc wezmę szybciej kąpiel, a potem odrobię lekcje. Zmyłam makijaż i rozczesałam dokładnie gęste włosy. Ubrania rzuciłam do kosza na bieliznę.

W szlafroku i z mokrymi włosami wyszłam z łazienki. Rozpakowałam torebkę i wyciągnęłam książki na poniedziałek. Jeśli zrobię lekcje teraz, to będę miała wolny weekend. Do pokoju zajrzała mama.
-Co tam masz?- zapytała wchodząc do środka.- Podziel się ze mną wiadomościami.- powiedziała z uśmiechem.
-To pomyłka. Na szczęście chłopak się podpisał, więc będę mogła oddać mu to w poniedziałek, a on wręczy prezent odpowiedniej dziewczynie.- skłamałam. Gdyby znała prawdę, nie pozwoliłaby mi na to. Lepiej, żeby trzymała się tej wersji. Z jej miny wywnioskowałam, że nie była zadowolona. Pewnie chciałaby, żebym znalazła sobie chłopaka.
-No to dobranoc myszko.- powiedziała odchodząc. Posłałam jej uśmiech i zamknęłam drzwi. Powiesiłam szlafrok na krześle i ponownie przeczytałam list. Chłopak ma piękne pismo. Stawia literki bardzo ozdobnie. Podeszłam do okna, aby zasłonić żaluzje. Przy chodniku stał srebrny samochód, a w nim siedział Mark. Czy to możliwe, że był tutaj cały ten czas i go nie zauważyłam? Po chwili nasze spojrzenia się spotkały. Chłopak odpalił auto i odjechał. To było dziwne. Zaschło mi w gardle, więc wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni. Rodzice musieli już spać, bo wszędzie było ciemno. W pomieszczeniu siedział, a właściwie starał się siedzieć Cody. Patrząc na pustą butelkę po wódce, nie należał do trzeźwych. Wzięłam karton mleka z lodówki i dosiadłam się do niego.
-A, to ty. Już myślałem, że któreś z rodziców przyszło na zwiady.- mówił powoli, żebym mogła go zrozumieć.
-Co się stało? Opowiadaj.- powiedziałam, po czym wzięłam łyk ze szklanki. Chłopak podniósł głowę ze stołu.
-Oprócz tego, że jestem pośmiewiskiem tej rodziny, to nic. Zobacz, nasz ojciec jest politykiem, matka dobrą pielęgniarką. Dziadek był sędziom, a babcia dentystką. Wszyscy mają coś wspólnego z prawem lub medycyną. Ty pewnie też zmierzasz w tym kierunku. Nie dziwię ci się, masz do tego głowę. A ja? Nic nie potrafię zrobić. Nie uczę się, bo mi to nie idzie. Do pracy też się nie wybieram. Do tego ojciec ciągle się mnie czepia.- użalał się nad sobą.
-Nie jesteś pośmiewiskiem. Jesteś najmilszym facetem, jakiego poznałam. I nie mówię tego, jako siostra. Masz tyle dobrych cech, a to, że nie nadajesz się na prawnika czy lekarza jest nieważne. Świetnie grasz na gitarze, masz talent aktorski. Nie raz oszukałeś nas, że masz jakąś dziwną chorobę. Nawet mama ci wtedy uwierzyła. Jesteś moim jedynym wsparciem w tym domu. Tylko do ciebie przychodzę z problemami.- starałam się go pocieszyć. 
-Może i masz rację.- rozejrzał się.- Ale i tak mam marne życie. Chciałbym się wyprowadzić.- rzekł przekonująco.
-Tobie potrzeba teraz dziewczyny, żebyś miał co robić, a nie przeprowadzki. Nie zostawiaj mnie.- szturchnęłam go.
-Dziewczyny mnie nie chcą. I to nie tylko przez dziecięcy wygląd, ale i pasujące do tego imię. Jaki facet ma na imię Cody? Nie mam szans u żadnej panienki. Uwierz mi, to sprawdziło się w szkole.- starał się mnie przekonać.
-Przestań. Jesteś bardzo przystojny. Mógłbyś tylko zmienić fryzurę, bo ta na beatles’a się nie sprawdza.- odparłam.
-Dobra, koniec gadaniny. Idziemy spać.- wstał, po czym usiadł ponownie.- Mogłabyś mi pomóc? Sam nie dojdę bez hałasu.- zaśmiałam się i trzymając go, poszliśmy na górę. Pomogłam mu położyć się do łóżka i zgasiłam lampkę, gdy miałam wychodzić. Mój wzrok przykuła błyszcząco kostka do gry na gitarze. A raczej napis na niej: C+N. Po cichu zamknęłam drzwi i wróciłam do siebie. Byłam zmęczona, więc ułożyłam się do spania.





Małe info:

Otóż mało osób komentuje bloga, więc postanowiłam dodać te rozdziały, które już mam napisane, a następne streszczę i szybko zakończę tą historię :)

6 komentarzy:

  1. Bardzo dobry rozdział:) Mark jest taki słooodki. Szkoda ze konczysz:/

    OdpowiedzUsuń
  2. wielka szkoda że kończysz : / bardzo lubię twój styl pisania ale nic na siłę ale pamiętaj że są osoby na tym blogu którym zależy na czytaniu twoich rozdziałów : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielka szkoda:( Bardzo lubię twojego bloga i jestem trochę zawiedziona. Rezygnujesz tylko dlatego że masz mało komentarzy? Szkoda, zawsze jak miałam dostęp do internetu to sprawdzałam co minutę czy nie ma nowego rozdziału xdd Mam nadzieje, że wszystko sobie przemyślisz :) Weny,weny i jeszcze raz WENY :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda,że już kończysz :( Bardzo lubię twojego bloga ;)

    Zapraszam do mnie; http://patrycjaolech.blogspot.com/#_=_

    OdpowiedzUsuń
  5. oj, nie przejmuj się. Z czasem więcej osób będzie tu zaglądać, nie masz co się tym martwić :) zawsze jest trudno się "wybić" :)
    mój blog, hooneyyy

    OdpowiedzUsuń
  6. Ejejejejejej, jak to ,,streszczać"?! LIBEERUUM VEETOOO!!!
    Przyznaję, że tydzień temu nie przeczytałam powyższego rozdziału - byłam w szkole przez wiele godzin (wiadomo, wywiadówka -.- ). Proszę, nie skracaj... Bez obrazy, ale w ten sposób zniszczysz całą tę historię!
    C+N? Mój gejowski radar działa!!! Yyy... Dziewczyna może mieć gejowski radar?
    Mark - no, chłop się stara!
    Ojciec jest okropny :( Biedny Cody... Nie ma też co się dziwić głównej bohaterce. Mam wrażenie, że została przez rodzica wytresowana.
    Serdecznie pozdrawiam, życzę weny i ODRADZAM SKRACANIE TEJ HISTORII!!!

    OdpowiedzUsuń