piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 10

Muzyka: Tak potrzebuję cię, by mnie uratować.

 Siedzieliśmy w aucie ponad dwie godziny. Maggie wreszcie się zbudziła i mogłem odwieźć dziewczyny do domów. Na zewnątrz było jeszcze ciemne, jedynie blask Księżyca rozświetlał mi drogę. Włączyłem długie światła, aby nic mnie nie zaskoczyło. Byłem zmęczony i bałem się, że mogę zasnąć za kółkiem.
-Już nigdzie z tobą nie pojadę. Rozumiesz? nigdzie. Nie potrafisz nawet o siebie zadbać i uważać na to, co robisz.- groziła Evelin.
-Korzystam z młodości w odróżnieniu od ciebie moja droga. Mogłabyś czasami się zabawić i przestać gadać.- odgryzła się przyjaciółka.  Dziewczyny.
-To nie jest wytłumaczenie. Pomyśl, zanim coś zrobisz.- Ev  ciągnęła dalej.
-Powinnaś się bardziej szanować, a nie łazić do toalet z byle kim. Nie bronimy ci imprezować, po prostu uważaj.- wtrąciłem się w ich dyskusję.
-Przecież ten facet mógł być chory! Może miał HIV.- odparła dziewczyna. 
-Prędzej zrobiłby jej dziecko. Historia z HIV brzmi śmiesznie.- spojrzałem na nie w lusterku. Były wściekłe.
-Dajcie sobie oboje spokój. Zrobię, co będę chciała. To moje życie.- stwierdziła Mag. Nie chciałem już mówić, jaka z niej panna. Pewnie oberwało by mi się od obu. Wolałem nie ryzykować. Podjechałem prosto pod dom blondynki.
-Dzięki za wszystko.- powiedziała wychodząc z samochodu. Uchyliłem szybę od strony pasażera, aby się pożegnać.
-Zawsze jestem do dyspozycji. Trzymaj się.- odparłem i pomachałem jej. Zostaliśmy z Evelin sami. Dziewczyna siedziała za mną i opierała się o szybę.- Dochodzi 5. Masz klucze od domu? Chyba nie chcesz zbudzić rodziców.- powiedziałem do niej. Ta ocknęła się i sięgnęła po torebkę. Zapaliłem światło w samochodzie, żeby więcej widziała.
-Ta, wzięłam je ze sobą.- rzekła grzebiąc w torebce. Wyciągnęła kilka niepotrzebnych przedmiotów, jakiś szalik i chusteczki. Później stertę kosmetyków i jeszcze więcej drobnych monet, które siedziały tam luzem. Nie wiedziałem, że tyle potrafi się zmieścić w torebce.- Cholera, zostawiłam je w drugiej torbie.- zaklęła pod nosem.
-Właśnie dlatego ja nie noszę torebek.- skomentowałem to. Nie zareagowała na żart.- To co robimy?- zapytałem.
-Musze kogoś obudzić. Zadzwonię do Cody’ego.- stwierdziła i wyciągnęła telefon. Jedną ręką trzymała go przy uchu, a drugą wpakowywała wszystko z powrotem do środka torebki.- Halo? Cody to ja. Mógłbyś otworzyć mi drzwi od domu? Nie wzięłam kluczy… Co?.. Jak to cię nie ma? Gdzie jesteś?.. Będziesz o 9. To za cztery godziny… No dobra, to cześć.. No, pa.- rozłączyła się.- Myślałam, że jest w domu, a ten wyszedł.- powiedziała do mnie.
-To co teraz? Mogę z tobą posiedzieć, jeśli chcesz.- zasugerowałem. Dziewczyna pokiwała przecząco głową.
-Nie, dzięki. Pójdę do Diego’a. Ty i tak wyglądasz na zmęczonego.- uśmiechnęła się.- Podjedziesz pod jego dom?- zapytała. Miała szczęście, że cała ich trójka mieszkała na jednej ulicy w krótkich odstępach od siebie. Evelin wyszła z auta i podbiegła do drzwi. Zapukała kilka razy. Nie słyszałem, o czym rozmawiali, gdy ten otworzył. Ma z nimi przechlapane. Daje się wykorzystywać. Wozi je do szkoły, ratuje po imprezie. Co na to jego rodzice? Evelin co chwilę poprawiała włosy, wymachiwała rękoma i raz odwróciła się w moją stronę i coś powiedziała. Diego pokiwał jej głową i zamknął drzwi. Ta szybko podbiegła do mnie i zapukała w szybę, żebym ją otworzył.
-Dziękuję za pomoc. Diego przyjmie mnie na kilka godzin, a ty jedź do siebie i się wyśpij, bo zaczynają ci się robić sińce pod oczami. Dobranoc.- pożegnała się i weszła do domu kolegi. Zostanie tutaj nie miało sensu. Skorzystałem z jej rady i wróciłem do domu. Zaparkowałem samochód i po schodach wszedłem na górę. Mieszkanie na tym piętrze nie zawsze bywa przyjemne. Otworzyłem drzwi i zamknąłem je za sobą po cichu. Znając życie, Azibiel smacznie sobie śpi. Zdjąłem buty i kurtkę. Coś mi tu nie grało. Udałem się do pokoju przyjaciela. Tam wszystko było okey. Azi w piżamie spał z otwartą buzią i delikatnie pochrapywał. Zamknął drzwi od pomieszczenia. Powoli poszedłem do siebie. Już z oddali usłyszałem szmery. Zajrzałem do pokoju. W środku ktoś był. Facet, dość szczupły o blond włosach. Wyczułem, że nie był człowiekiem. Zdziwił mnie fakt, że nie rusza ksiąg, szukał czegoś na ziemi.
-Hej!- odezwałem się. Gdy mnie zobaczył, otworzył okno i wyskoczył z niego. Szybko do niego podbiegłem i wyjrzałem za nim. Nie było śladu upadku. Dostrzegłem czarne pióro na parapecie. Nie było anielskie. Wziąłem je do ręki, a te spłonęło. Delikatnie poparzyło mi skórę, ale się tym nie przejąłem. Głębianin. Czego on mógł szukać w moim domu? Oprócz Ksiąg nie ma tu nic cennego. No chyba, że szukał nowych skarpetek Azibiel’a. Byłem zmęczony nieprzespaną nocą, więc postanowiłem zająć się tym później. Dam odpocząć powieką.

W głowie słyszałem masę śmiechów. Piszczących. Nienaturalnych. Dochodzących z Głębi. Do tego widziałem rozmazane twarze z ostrymi zębami i szpiczastymi uszami. Miały wielkie i błyszczące oczy. Syczały na mnie. Coś nie pozwoliło mi spać dłużej. Obudziłem się spocony. Automatycznie wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni. Sięgnąłem po szklankę i nalałem sobie wody z kranu. Dochodziła 14. Postanowiłem obudzić przyjaciela.
-Azibiel, wstajemy. Nóżka za nóżką.- dźgnąłem go kilka razy w żebra. Chłopak otworzył zaspane oczy.
-O co chodzi? Co się dzieje?- mówił niewyraźnie. Wyglądał, jakby spał mniej ode mnie. A tak nie było, na pewno.
-Głuchych strzelają!- wystraszyłem go dla zabawy.- Nie no, żartuję, nie patrz tak na mnie.- dodałem po chwili.
-Idiota. Czemu mnie obudziłeś? Mogłem jeszcze trochę pospać.- mówił sennie i przeciągał się na łóżku.
-O której się położyłeś? Co?- zapytałem podejrzliwie. Nadal coś mi tu nie grało. On nigdy tyle nie śpi.
-Jakoś po 19. Wróciłem z pracy, zjadłem kolację i zasnąłem.- wytłumaczył się.- Która jest godzina?- zapytał.
-14.- odparłem. Azibiel aż się wyprostował i otworzył szeroko oczy. Rozejrzał się po pokoju.
-Powinienem już dawno wstać. Nie wierzę, że tyle spałem.- podniósł się z łóżka i opadł bezsilnie.
-Słuchaj, nie słyszałeś czegoś dziwnego w nocy? Nikt się nie kręcił po mieszkaniu? Pamiętasz coś?- zapytałem go.
-Nic sobie nie przypominam. A coś się stało? Przecież widzę, że coś się stało.- odpowiedział na własne pytanie.
-Gdy wróciłem nad ranem, w moim pokoju był Głębianin. Wyraźnie czegoś szukał, ale nie ruszył ksiąg.- odparłem.
-Pokaż mi gdzie.- rozkazał i zaprowadziłem go do siebie. Wskazałem miejsce, w którym stał i się rozglądał.
-Nic tu nie ma.- powiedziałem, gdy ten klęczał na podłodze. – Musimy uważać, bo coś się dzieje.- dodałem.
-Zamykaj szczelnie okna.- rzekł.- Ja idę spać, bo nie mam siły na nic innego.- tak też zrobił. Nie chciało mi się siedzieć w domu, więc sprawdziłem wszystkie okna i wyszedłem. Dokładnie zamknąłem drzwi na dwa zamki. Nie było sensu brać auta czy motocykla. Świeciło słońce, na niebie nie było chmur, więc nie zapowiadało się na deszcz. Spacerowałam 15 minut, po czym wstąpiłem na kawę. Znajdowałem się teraz w okolicy mieszkania Billy’ego. Chętnie złożyłbym mu wizytę. Im bardziej zbliżałem się do apartamentu, tym dziwniej się czułem. Niedaleko ode mnie stała grupka mężczyzn w czarnych płaszczach. Rozmawiali o czymś, a później się rozdzielili. Poszedłem za jednym. Minęliśmy kilka sklepów, w tym H&M, przy którym się zatrzymał. Po co Głębianinowi markowe ubrania? Ten świat spada na psy. Jeszcze trochę i będą nosili bokserki z American Appearl. Doszliśmy do zaułku. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego. Facet zrobił to samo. To on był dziś u mnie. Chciałem do niego podbiec, ale zniknął. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do Billy’ego.
-Cześć stary. Słuchaj, mam sprawę, a jestem właśnie w twojej okolicy. Znajdziesz trochę czasu?- zapytałem.
-Jasne. Właśnie wracam z zakupów.- odpowiedział. Wracałem tą samą drogą, co przyszedłem. Zobaczyłem go po drugiej stronie ulicy. Jak na kogoś, kto ‘wraca z zakupów’, nie miał żadnej reklamówki.
-Widzę cię. Zaraz pogadamy.- odparłem i się rozłączyłem. Rozejrzałem się i przebiegłem przez pasy.
-Co się stało? Opowiadaj.- powiedział, gdy byłem obok. Właśnie chował telefon do kieszeni od kurtki.
-Jakoś po 5 w moim domu spotkałem Głębianina. Teraz ich grupka stała koło twojego domu.- opowiedziałem.
-Dawno ich tu nie widziałem.- stwierdził pod nosem. Poszliśmy razem w kierunku centrum handlowego.
-Mówię ci, coś się szykuje. Oni zostali zesłani,  żeby zbadać teren. Szukali czegoś u mnie.- odparłem szybko.
-Wywieź księgi gdzieś daleko. Lepiej, żeby ich nie dostali w swoje łapska.- poradził. Podrapałem się po głowie.
-Nie chodzi o nie. Chcą czegoś innego. Gdyby chodziło o księgi, to by je sobie wziął.- powiedziałem.
-Przyjrzę się temu i podpytam, czy ktoś jeszcze ich widział. W zamian sprawdź dla mnie ten adres. Ponoć mój ojciec spotykał się na boku z kobietą, która tam mieszka. Ktoś mówi, że była w ciąży. Wychodzi na to, że mam rodzeństwo. Musze je znaleźć i podpytać o ojca.- po tych słowach, podał mi karteczkę z nieznanym adresem.
-Zajmę się tym. Będziemy w kontakcie.- uścisnąłem mu dłoń i rozeszliśmy się. Przyjrzałem się adresowi. Tam jeszcze nie byłem. Zostawię to na później, może będę w okolicy przejazdem. Włożyłem ją do kieszeni i ruszyłem w głąb miasta. Mam jeszcze sporo czasu, więc może uda mi się jeszcze raz wpaść na grupę mężczyzn. Ewentualnie dowiem się czegoś przed Billy’m. Ruszyłem wzdłuż ulicy. Nagle mój telefon zadzwonił. To Azibiel.
-Co jest brachu?- odebrałem. Stałem teraz na przejściu dla pieszych i czekałem na zielone światło.
-Słuchaj, jesteś może na mieście? Nie mamy chleba, a trzeba coś zjeść na kolacje.- powiedział.
-Masz szczęście. Kupię jeden po drodze.- obiecałem mu.- Coś jeszcze trzeba kupić?- zapytałem pośpiesznie.
-Nie, nie. Reszta jest. Tylko chleba brakowało. W sumie, to możesz kupić bułki. Jak tam chcesz.- rzekł.
-Okey. Nie ma sprawy. Zobaczę co się da zrobić.- chciałem zakończyć rozmowę, ale chłopak mi przerwał.
-Czekaj! Kurde, nie po to dzwoniłem. Mmmm, tak. Znalazłem jakaś fiolkę pod moim łóżkiem. Nie zgadniesz, co było na niej napisane. ‘Nasenna’ po łacinie.- opowiedział mi o swoim odkryciu. Zmartwiło mnie to.
-Uspali cię? A to dranie. Teraz chociaż wiemy, dlaczego nie chciałeś rozstać się dziś z łóżkiem.- zażartowałem.
-No. Jeden plus. To wszystko robi się dziwne. Dlaczego nasze mieszkanie? Po co mnie uspali? Musieli potrzebować sporo czasu. Myślę, że przejrzeli księgi. Kto wie, o której się zjawili i czy był u nas tylko jeden z nich.- powiedział.
-Hej, to ty władasz jasnym umysłem. Wymyśl coś.- rozłączyłem się. Niech chłopak pogłówkuje, a nie śpi całymi dniami. Powrót do domu nie wchodził w grę. Może zajrzę do baru i pogram w bilard? Dawno mnie tam nie było. Przy okazji podpytam o odwiedziny Głębian. A, no i kupię chleb na kolację.

3 komentarze:

  1. wow! swietnie piszesz♥
    czekam na nastepny rozdzial! ;*

    zapraszam serdecznie : gertrama.blogspot.com
    Proszę o poklikanie u mnie w najnowszym poście, do wygrania post promujący! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział ! zaciekawiło mnie co będzie dalej, czego oni szukali itd. !!!
    czekam na kolejny rozdział : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Plosę pani, a Cody był u kolegi...!!! :D
    Rozdział bardzo ciekawy. Duuużo się dzieje, a to lubię :3 Chcę już następny czwartek, kocham Twoją historię! :3
    Wenyy :D

    OdpowiedzUsuń