czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 11

Muzyka: Nie jestem pewna, co o tym sądzić.

Wstałam z okropnym bólem głowy. Miałam wrażenie, że moje myśli toczą wojnę w jej środku. Gdy podniosłam się z łóżka, zamroczyło mnie na chwilę. Gdyby tego było mało dokuczał mi też katar i ból gardła. Chociaż, że bardzo chciałam iść do szkoły, mój stan na to nie pozwalał. Założyłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół. Oby mama jeszcze była. 
-Dzień  dobry.- powiedziałam zachrypniętym głosem. Oboje rodzice spojrzeli na mnie podejrzliwie. Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że tata zabije mnie wzrokiem. Mama podbiegła z termometrem i tabletkami.
-Weź je i zmierz sobie gorączkę.- poinstruowała mnie. Sięgnęłam po szklankę wody i połknęłam lekarstwa.
-To przez tą imprezę. Skoro nie potrafisz się bawić, jak człowiek, to lepiej nie wychodź do żadnych klubów. Powiedzmy, że oficjalnie masz szlaban.- powiedział pakując teczkę do pracy. Wyciągnęłam termometr- 39 stopni.
-Nie pójdziesz dzisiaj do szkoły. Po południu weź jeszcze raz te tabletki, położyłam je na blacie w kuchni. Napij się gorącej herbaty i siedź w łóżku. My już wychodzimy. Trzymaj się.- pożegnała się i razem z ojcem wyszli z domu. Zaparzyłam sobie herbatę i z kubkiem wróciłam do pokoju. Wdrapanie się po schodach nie było takie proste, jak zazwyczaj. Z bólem głowy trudniej było się wysilać. Od razu położyłam się na łóżku. Napój był gorący, wiec odłożyłam kubek na podłogę, żeby przestygł. Leżałam chwilę wpatrując się w sufit. Nie wiem, co w nim takiego interesującego, ale skupiłam na nim całą uwagę. Rozproszyły mnie kroki na dole. Czyżby rodzice czegoś zapomnieli? Ale nie słyszałam samochodu. Podniosłam się szybko i wyjrzałam przez okno. Podjazd był pusty. Wystraszyłam się, gdy osobnik zmierzał na górę. Zaczaiłam się koło drzwi i nasłuchiwałam. Gdy wydawało mi się, że był pod nimi, szybko nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi. Mężczyzna upadł na dywan, a ja wyszłam.
-Nick? Co ty tu robisz?- zapytałam, jednocześnie podając mu rękę, aby wstał.- Boże, przepraszam.- dodałam.
-Co tu się dzieje?- zapytał Cody niosąc dwie szklanki z sokiem pomarańczowym.- A ty nie w szkole?- dokończył.
-Nic się nie stało.- powiedział poturbowany chłopak.- Musieliśmy ją wystraszyć. Wybacz.- uśmiechnął się.
-To ja przepraszam. Nie poszłam do szkoły, bo się źle czuję. Spanikowałam, gdy usłyszałam, że ktoś chodzi po domu. Ale ze mnie idiotka, zapomniałam, że ty jesteś w domu i mogłeś oberwać za Nick’a.- wytłumaczyłam się.
-Okey, rozumiem. Nic ci się nie stało?- zapytał przyjaciela. Ten pokiwał przecząco głową. Coś mnie zaciekawiło.
-Właściwie, to co WY tu robicie?- zapytałam krzyżując ręce na piersi. Chłopacy wymienili się spojrzeniami.
-Ja wagaruję.- odparł Nick niezadowolony.- Zaraz zaczyna mi się pierwsza lekcja. Nie miałem ochoty iść dzisiaj do szkoły, więc się z niej zerwałem.- oświadczył. Myślałam, że jest w wieku mojego brata, a tu proszę.
-Nie mów rodzicom, że tu był. Proszę.- słodko się uśmiechnął i zrobił maślane oczy. Wyglądał, jak kotek ze Shrek’a.
-O to się nie martw. Na twoim miejscu bardziej przejęłyby mnie wagary Nick’a. Będziesz miał zaległości.- rzekłam.
-Tak to jest, jak ma się siostrę, która kocha szkołę i naukę. Czyste z niej zło.- niby wyszeptał do kolegi.
-Zabawne, doprawdy. Ja tylko martwię się o jego przyszłość. Tobie już nie pomogę.- zażartowałam z niego.
-Ha ha ha. Zaczynasz gadać jak ojciec. Będę miał ci na oku, moja droga damo.- zmierzył mnie spojrzeniem.
-Tak, tak. Nick, właściwie, to gdzie się uczysz? Chyba nie jesteś w moim liceum. Widziałabym cię.- powiedziałam.
-Nie, jestem w collage’u. Moi rodzice zadbali, żebym wychował się według rodzinnej tradycji, po katolicku. Dlatego uczę się i mieszkam w Katolickim College’u Świętego Dawida. Nieciekawie to brzmi.- podsumował.
-Dlaczego? Jeśli ci się tam podoba, to co jest złego w tym, że to katolicki college?- starałam się go pocieszyć.
-To, że do zagorzałych katolików Nick nie należy.- zaśmiał się Cody.- Pewnie wolałby zmienić religię.- dodał.
-Poważnie? Nie wierzysz w Boga i w to wszystko? Czy chodzi o coś innego?- wdałam się w dyskusję.
-Nie, no wierzę. Chodzi o to, że nie zgadzam się ze wszystkim, co jest w biblii. Na przykład z oddawaniem biednym majątku, tymi wszystkimi przypowieściami. Albo z tym, że kościół nie uznaje homoseksualistów.- wytłumaczył.
-No tak. Jak się na to tak spojrzy, to rzeczywiście nie brzmi to ciekawie. Kiedyś uważano, że homoseksualizm to choroba. Ale to siedzi w ludzkiej psychice. Rodzisz się z tym i nie masz nic do gadania.- odparłam z uśmiechem.
-Właśnie.- powiedział lekko zdezorientowany. Chyba zanudziłam go mają gadką. 
-Dobra, nie przeszkadzam wam i zmykam do siebie. Musze się położyć.- po tych słowach zaszyłam się w pokoju. Przypomniałam sobie o herbacie i sięgnęłam po nią. Nie należała do najcieplejszych, ale i tak ją wypiłam. Musiałam nawilżyć gardło. Nie lubię zostawać w domu. Wtedy zawsze nie mam co ze sobą zrobić. Wróciłam do łóżka i zajęłam się czytaniem książki. Jeżeli można tak nazwać encyklopedię. Może zanudzę się tak bardzo, że zasnę. Szybko zmęczyły mi się oczy i zaczynały mnie piec, więc odłożyłam składnię wiedzy na bok. Otuliłam się kołdrą i z poduszką na głowie, miałam nadzieję, że szybko odlecę. Na szczęście mi się udało.
-Siostra, wychodzimy do kina!- zbudził mnie rozbawiony głos brata. Wstałam z łóżka i odprowadziłam ich na dół.
-Jeszcze raz przepraszam cię za tamto. Mam nadzieję, że zderzenie z drzwiami nie było bolesne.- powiedziałam.
-Nie przejmuj się tym. Do zobaczenia Evelin.- pożegnał się i wyszedł jako pierwszy. Cody musiał jeszcze się ubrać.
-Zamknij się na dwa zamki i wracaj na górę, żebyś się bardziej nie załatwiła.- ucałował mnie brat i opuścił dom. Posłuchałam się go i dokładnie się zamknęłam. Usłyszałam znajomą melodię. To mój telefon! Szybko pobiegłam na górę, żeby zdążyć odebrać. Wygrzebałam komórkę spod poduszki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo?- odezwałam się. Numer był zastrzeżony.- Haaalo.- powtórzyłam. Nikt nie odpowiedział, więc uznałam to za pomyłkę. Rozłączyłam się, jednak komórka zadzwoniła ponownie.- Tak?- tym razem słychać było czyjś oddech.- Słyszę, jak oddychasz.- objaśniłam. Mój rozmówca coś szeptał, jednak nie mogłam nic zrozumieć. Po chwili do odgłosy oddychania doszło skwierczenie. Jakby coś się paliło.- Jeżeli to jakiś głupi żart, to daj spokój.- rzekłam.
-Uratuj się.- po tych słowach, rozłączył się, a w moim pokoju zaczęły migotać światła i włączył się laptop. Gdy wstałam, wszystko ustało. Czyżbym była aż tak wykończona, że mam halucynacje? Przecież takie rzeczy dzieją się w horrorach, a nie w codziennym, normalnym życiu. Coś spadło na dole. Wzdrygnęłam. Miałam powoli dość wszystkiego. Chciałam tylko spokojnie posiedzieć w domu. Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, co się stało. Chwyciłam encyklopedię, dla obrony i powoli otworzyłam drzwi, aby nikt mnie nie usłyszał. Po raz kolejny zeszłam na dół i skierowałam się w stronę korytarza. Ktoś tam urzędował. Wyjrzałam zza ściany i wpadłam na niego.
-Mark? Co ty tutaj robisz? Wiesz, jak mnie wystraszyłeś?!- krzyknęłam na niego. Chłopak roześmiał się głośno.
-Chciałaś mnie zabić wiedzą?- zapytał wskazując na książkę.- Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko jest okey. Nie było cię na lekcji, a pewnie byś jej nie opuściła bez powodu.- ciągnął dalej. Oparłam się o futrynę i przetarłam oczy.
-Nie zawracaj sobie mną głowy. Źle się czuję i mama pozwoliła mi zostać.- wytłumaczyłam mu wykończona.
-Pocieszę cię. Nie wyglądasz tak źle, jak się czujesz. To pewnie przez ten zastrzyk adrenaliny.- musiał zażartować.
-Wykorzystam cię. Coś się dzieje ze światłem, bo niedawno mrygało mi w całym pokoju.- powiedziałam.
-Początek brzmiał bardzo kusząco.- zmierzyłam go.- Okey. Powiedz, gdzie masz puszkę, to zobaczę czy wszystko gra. Wiesz, czasami mam wrażenie, że w ogóle się nie znasz na żartach.- dogryzł mi na koniec.
-Puszka jest w garażu. Dostaniesz się do niego tymi drzwiami.- wskazałam je.- Ja idę do kuchni.- dodałam, gdyby mnie szukał. Chłopak wszedł do pomieszczenia, a ja ruszyłam po coś do picia. Przeszkadzało mi światło, więc ponownie przetarłam oczy. Gdy je otworzyłam, nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Okno w kuchni było otwarte na oścież, przez co w pomieszczeniu było chłodno. DO tego cała podłoga pokryta była śladami butów.
-Mark. Mark!- wykrzyknęłam. Ten szybko przybiegł i stanął za mną.- Co ty do cholery zrobiłeś?- zapytałam go.
-Zdziwię cię, ale to nie ja. Wszedłem drzwiami, jak człowiek.- wyjaśnił.- Zresztą, odciski nie pasują. Mam adidasy, a takie ślady zostawiają glany albo trapery. Ktoś z twojej rodziny ich nie nosi?- zapytał podejrzliwie. 
-Nie, nie. Boże, ktoś się do mnie włamał? Akurat dzisiaj. Nie mógł jutro? Nie mam na to siły. Muszę posprzątać.- stwierdziłam. Zaczęłam wędrować po mieszkaniu w poszukiwaniu mopa. Mark złapał mnie za rękę.
-Zostaw to, ja zmyję podłogę. Posłuchaj, nikt się do ciebie nie włamał. Przecież zniknąłby ten telewizor, albo wieża. Jak widzisz, wszystko jest na miejscu. Uspokój się i wróć do łóżka.- starał się mnie przekonać, ale się nie dałam.
-Nie. To mój dom i ja tu decyduję. Idź już. Sama sobie poradzę.- odparłam. Nie miał zamiaru się kłócić i wyszedł. Znalazłam mopa i weszłam z nim do kuchni. Wtedy usłyszałam trzeszczącą podłogę. Zostawiłam wszystko i wybiegłam z domu. Na szczęście chłopak jeszcze nie odjechał.- Mark?! Zostaniesz ze mną, dopóki Cody nie wróci?- zapytałam. Ten zamknął drzwi od auta i przyszedł do mnie. Wpuściłam go do środka.
-Ale pod jednym warunkiem. Ja zmywam podłogę.- pogroził mi palcem. Zgodziłam się. Wyciągnęłam koc z szafy i usiadłam w salonie. Muszę przyznać, że sprawnie mu poszło, bo po kilku minutach dosiadł się do mnie i podał kubek herbaty. Napiłam się i włączyłam telewizor. Może w ten sposób czas szybciej minie.
-Co ze światłem?- zapytałam po chwili. Chłopak zakrztusił się i musiałam kilka razy uderzyć go w plecy.
-Wszystko w normie. Moim zdanie było to normalne spięcie.- wymądrzył się. Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Znasz się w ogóle na elektryce?- zaczęłam drążyć temat. Ten rozejrzał się po pokoju jakby nie chciał mówić.
-Ani trochę.- odparł po chwili.- Ale wszystko wyglądało okey. Korki były na miejscu, żaden kabelek nie odstawał.- próbował wyjść cało z sytuacji. Zaśmiałam się i wróciłam do oglądania telewizora.- Jeżeli chodzi o te ślady w kuchni, to postaraj się o nich zapomnieć. Może okno było uchylone i przez podmuch wiatru się otworzyło. A odciski mógł zostawić każdy. Bynajmniej nic ci nie ukradziono i nikogo nie było, więc jest dobrze.- powiedział.
-Ty coś wiesz. Pewnie sam je zrobiłeś i twoja męska duma nie pozwala się do tego przyznać.- stwierdziłam.
-O nie. Gdybym tak nabrudził, to bym ci powiedział. Zresztą spotkaliśmy się przy drzwiach wejściowych, więc nie mogłem wejść oknem. Skończmy temat, bo chcę obejrzeć ten film.- skończył. Gdy chciałam coś powiedzieć, zakrył mi buzię. Postanowiłam dać spokój i okryłam się kocem po szyję. Poczułam się śpiąca i zaczęłam ziewać. Zapomniałam wziąć tabletki drugi raz, więc podniosłam się z kanapy i wróciłam do kuchni. Trzeba przyznać, że się postarał, bo podłoga lśniła. Znalazłam zostawione przez mamę lekarstwa i połknęłam je. Zauważyłam, że coś leży na parapecie. Gdy chciałam podnieść to chyba piórko, zaiskrzyło i zniknęło. Zostawiłam to i poszłam dalej oglądać telewizję. Usadowiłam się na poprzednio zajętym miejscu. Chęć zaśnięcia była coraz większa, ale musiałam z nią walczyć. Mark przeciągnął się i zabrał mi kawałek koca.
-Nie za dobrze masz?- zapytałam go. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem i pociągnął jeszcze więcej koca.
-Posłuchaj mnie teraz. Każesz mi tu zostać i cię pilnować, bo się boisz, a w zamian nie podzielisz się kocem?- odparł.
-Nie kazałam ci. Poprosiłam, a to spora różnica. Nie musiałeś się zgadzać.- odparłam i ziewnęłam ponownie.
-Ty lepiej idź spać, a nie się wymądrzasz.- powiedział i przełączył na trwające wiecznie reklamy.
-Masz zamiar coś kupić? Te plastry na ból kręgosłupa chyba ci się przydadzą.- rzekłam pokazując na telewizor.
-Bardziej tobie. Mogę śmiało stwierdzić, że te reklamy znudzą cię do tego stopnia, że zaśniesz w moich ramionach.- powiedział z uśmiechem. Nie miałam zamiaru mu odpowiadać, niech siedzi już cicho.

Obudził mnie dźwięk parkującego samochodu. Gdy otworzyłam oczy, dotarło do mnie, że Mark się nie mylił. Oboje zasnęliśmy i tak, byłam w niego wtulona. Dochodziła 14, więc to pewnie Cody wrócił z kina. Nie śpieszyłam się ze wstaniem. Drzwi się otworzyły i do domu wszedł nie mój brat, a tata. Szturchnęłam Mark’a, żeby się obudził.
-Dzień dobry. Ja… ja właśnie wychodziłem.- zerwał się z kanapy chłopak i poprawił koc.
-Mam taką nadzieję. Evelin, zostawiłem cię w domu, bo ponoć byłaś chora, a ty sprowadzasz sobie do domu jakiś obcych chłopaków i uciekasz z lekcji?! Tego bym się po tobie nie spodziewał! Zawiodłaś mnie!- krzyczał ojciec.
-Przepraszam, ale Evelin jest chora. Może pan nie widzi, ale ma gorączkę i ledwo siedzi, więc proszę tak do niej nie mówić. Nie uciekła z lekcji, a ja wpadłem przejazdem, żeby sprawdzić, co jej jest.- zaczął tłumaczyć Mark.
-Nie rozmawiam z tobą! Miałeś już wychodzić.- wskazał mu drzwi.- I żebym cię tu więcej nie widział.- dodał.
-Tato…- zaczęłam, ale mi przerwał. Nie chciałam go zdenerwować. Będę miała teraz przechlapane.
-Lepiej będzie, jak wrócisz do swojego pokoju i wyjdziesz z niego, dopiero jak cię zawołam.- odparł z gniewem. Wstałam i zabrałam ze sobą koc. Zamknęłam się od środka i podeszłam do ona. Mark właśnie odjechał, a Cody przyjechał. Ucieszyłam się, że wrócił. Będę miała z kim pogadać. Uchyliłam drzwi, żeby go zobaczyć.
-Nie mam teraz czasu!- krzyknął do ojca, który o coś się awanturował. Chłopak wpadł do siebie, a po chwili wybiegł z plecakiem. Wróciłam do środka i jeszcze raz spojrzałam przez okno. Cody wszedł do samochodu, wycofał i odjechał. Co tym razem wpadło mu do tej pustej głowy?

INFO:
-zresetowano mi telefon i straciłam wszystko z notatnika, co oznacza, że 5 rozdziałów poszło się jeb*ć

4 komentarze:

  1. O nie. Wiem, jak utrata rozdziałów boli. Wiem. Współczuję ;(
    Weeź zrób w takim razie specjalny fragment Cody+Nick. Jak nie 18+, to przynajmniej jakąś randkę...
    Tatuśka nadal nie lubię, ale Mark już niedługo będzie dla mnie bóstwem :3
    Acha. Szykuj tyłek. Kościół jako budynek - mała litera. Kościół jako instytucja - duża litera. Biblia - zawsze pisana dużą literą. ,,Tabletem" czy ,,tabletki"? Ot, taka mała uwaga.
    Co do treści - widzę, że robi się coraz mroczniej. Te wariactwa w domu Evelin... Brrrr. Cud, że nie narobiła w majty. Ja bym chyba nie zdążyła, gdyż od razu bym zemdlała ze strachu. Albo powiesiła białą flagę.
    Życzę wenyy, abyś szybciutko nadrobiła utracone rozdziały :) Wiem, że nie chce się pisać czegoś po raz drugi, miałam tak trochę ponad tydzień temu :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wybacz, do religijnych osób to ja nie należę i nie zwracam uwagi na takie rzeczy :/ Mogę zrobić rozdział z chłopakami, ale nwm kiedy... mam jeszcze jeden rozdział, a później muszę wykombinować, co dalej, bo nie pamiętam...

      Usuń
  2. rozdział fajny, taki tajemniczy, podobał mi się : )
    bardzo mi ciebie szkoda że straciłaś tyle rozdziałów bo na pewno nad nimi dużo spędziłaś czasu : D

    OdpowiedzUsuń
  3. aww <3 kocham <3 i współczuję z powodu rozdziałów :( mam nadzieję, że szybko napiszesz kolejne bo czekam z niecierpliwością :*
    http://i-am-warrior.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń